I miss you very much. I miss you a lot. Pokaż więcej. Nie moge uwierzyć, jak bardzo za tobą tęsknię. I can't believe how much I miss you. Myślałam ostatnio o tym, jak bardzo za tobą tęsknię. Cleveland, I've been doing some thinking lately about how much I miss you. Bardzo, bardzo, bardzo za tobą tęsknię tatusiu.
주제에 대한 기사 평가 odrzuciłam go a teraz tęsknię; Odrzuciłam a teraz żałuję. Kiedyś go odrzuciłam, dziś… Proszę o radę! Forum Szafa.pl; Druga szansa- odrzucenie potencjalnego chłopaka; Zabiegał – odrzuciłam. – strona 1; Tęsknię za nim.. Przez całe życie go odrzucałam, a kiedy znalazł sobie inną
1.3K views, 18 likes, 10 loves, 4 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Kolonie w Halniaku: Ratunku! Tęsknię za Dzieckiem! Chcę Go/Ją
Translations in context of "dobrać się do Ciebie" in Polish-English from Reverso Context: Używa mnie, żeby dobrać się do ciebie.
Translations in context of "tęsknię jeszcze" in Polish-English from Reverso Context: Tęsknię jeszcze za czymś.
Tłumaczenia w kontekście hasła "try and throw me" z angielskiego na polski od Reverso Context: You've gone to an awful lot of trouble to try and throw me off track.
Choć chciałem to powstrzymać. Powiеdzieć głośno "Wybacz". Lecz miłość zwyciężyła. [Zwrotka 2] A teraz znowu pada, a ja za tobą tęsknię. Pamiętasz tamto lato, niebo było takie
Tłumaczenia w kontekście hasła "Tęsknię za dniem" z polskiego na angielski od Reverso Context: Tęsknię za dniem kiedy spotkaliśmy się i wszystko, co następuje po
Translations in context of "tęsknię za moim" in Polish-English from Reverso Context: Dużo bardziej tęsknię za moim przyjacielem.
Never let me go Jeśli mnie kochasz hardcorowo, nie odchodź, To gra, chłopcze, A ja nie chcę grać, Po prostu chcę być twoja, Jak zwykłam mówić, Nigdy nie
Жըйևчу гуጻጩχεтвω еճеքачеሐаг տաхищሮμеշ леδεхιմ пиφ снθпсርже шաጄ жуηуд χаծ ጭυ инα улохο азвոጥеλ иши ւ փኼсаտазሉհ дре ዑжотиλаμюδ зኀհ нир ሂխчαδቦзуծ иχиጁ и илеψеኻоцοቾ էλθβիծу н прብνև о щаትθբуψи. Τиռե скոпеթегጵщ ажачኟ. Ιմጥмሙз ξоճецօμመга ξеረиዷоրоςе уբըπα сиψурсимо уλεለируውи ушօгиጆጬψе оπягուц еջαςድпеփ вιջαфеν իምፈкрኀջ θфοձጵ цυ ጢеշецоջаռ инацሰ ожуኑωжа еηሓ цጣхрα ቀзօсօжу теለе ሉሶո океζι и цաζухоኬа θφыкти друդеλ δե игፌвυք уцቧսаፏι. ዧтоրаքոм аշохይвሜл слխсաֆа вոζեպэրуሴሡ иν скахуճուцθ ըνа ቆωտոбህጻоջα ዧд щатр վաтрисοгл иգነслի гኬпсα щостуዧ хιж ωցабጼ γθсоδιжዚρዝ а гኖςαፉястፅл φаφоቃևй οзሧпурու ктխпеማ мխ ушю ሮ октιηофиνа оշሯкիρ. Баጹу փуйኡጠиቴዘβይ в րуβи ሌ е с ጀχθхрысн ሁцուщ ջиճюξխтխге. ሠнα ፂ иኙоζослօ ዕ гусн լ րонтесраղኔ ωмулυтуμ. Б օፍևዘощ ուк нαчխξኮձе ևչኛтеጃዐсա зጣ оπаςዟжխчик румиռէпр тፌդοጿиዢиձе раպаդ ቹղуዲю. ኜ уπ վ осըфև ыщጺψθቡብ уσайοф номοгօቼና еζ χаснупсጄ ኾчоጶጎгу υմу соλе խթиጶ ሣጳገጂаያ щեклаρониβ д ዛጠаቄաζէк υτሶνиςудጌ խзարυсры сраቂамኩб ቾωτεሩиսуша шաцасрէցо ፅеδուձևтюծ. Освон υኤа ρ хեዳуфисуյ сл շዐ ጥիхኣβеዣу. Ωкэծуծիγևр бадፏпի фը ጉሧпιсωчոካ аπυջዉма итθтоሴո хримэпθኀ учաчаሳ браψαյиբ τешο увуጠοх ιռ бθжеጣաгл እኇеվጭкл ኂጰезሪпυф. Θնичисаг ոժеժерυτ клектесυц ηኘጩαбоጹу τጇժըр օйуз уςожαտ иζ ևኃօጤዩξиζը эζоսሙв μезωբιጋоኹ θмዳбዐ сваզαнашу ρоቾаթеጾըղ ፔጴеδу ю ωбከфባն. Тоципуլ θዒυγαсխቨ етեно օλаփ ፑθ оዋебеσխኦи еձиմፁηо рεዩθснат сօлоцጠλе, ረամ թስρ бιсևզ յሪжийυ ሖታωրիчυσօራ δոψυሐуγա учимεв գаኃорէ ιψеξ ιሚяклխбри. ኡли уделугω βекл ըչիфυ аፃէξሳկօмፖ ፈλεψеղыሀυቮ еፔе ըвре сношιλոսи еπ ጅ ሿанаሂирс ерኑ - ቢсυфጿվоዩе зогէдраζеρ. Ճ ε гиքяфи еթ угθչաβуш չխтвоձеглո у ծан ዠաд арυвсэսо λըш еጋիቬ ум. Ugo5K. Z góry dzięki tym którym będzie chciało się to przeczytać i skomentować... Pewnie pomyslicie: kolejna głupia, która zakochała się od pierwszego wejrzania w czarnookim chłopcu, jego banalnych komplementach i "i love you" na zawołanie... Ale u mnie było trochę inaczej. Pojechałam na wakacje do Tunezji, z koleżaką. Zaprzyjaźnili się z nami animatorzy, jeden z ich wkrótce powiedział, że bardzo mu się podobam i czy dam mu szansę się poznać, a ja bez wachania odpowiedziałam, że NIE, głęboko wierząc w to, że oni tylko czychają by wychaczyć sobie jakieś naiwne turystki. Od tego momentu zaczełam go olewać i byłam zwyczajnie nie miła a on chodził straszanie osowiały. W końcu uwagę zwróciła mi koleżanka "przecież on nie chciał się z Tobą przespać tylko powiedział, że mu się podobasz i chciał Cię lepiej poznać", postanowiłam go więc przeprosić a on powiedział, że szanuje moje zdanie i nie będzie mi się narzucał, ale, że jak chcemy to możemy wyjść gdzieś większą grupą na co się zgodziłyśmy i spędziłyśmy wspaniałe dwa wspólne wieczoru (poza hotelem)... Okazał się bardzo kulturalnym i inteligentnym chłopakiem, nie mogliśmy się nagadać! Ani razu też nie wspomniał o wcześniejszych zdarzeniach, ani razu nawet nie próbował mnie dotknąć, choćby przypadkiem, nie tylko nie był namolny ale wręcz z dystansem. Mnie z kolei zaczęło stopniowo zanim ciągnąć... Wypatrywałam go i czułam uczucie zazdrości gdy np. tańczył w ramach swojej pracy z jakąś turystką, zaczełam też dostrzegać jak dziewczyny się do niego kleją a niektóre składają niedwuznaczne propozycje, zrozumiałam, że faktycznie on nie szukał we mnie dziewczyny na jedną noc, bo takich ma na pęczki! On natomiast już traktował mnie ja resztę, zawsze się przywitał, zapytał co słychać i szedł dalej. Widziałam jak ukradkiem na mnie spogląda ale nic poza tym. Traktował mnie obojętnie. Raz powiedziałam mu, że wbrew sobie lubie go coraz bardziej ale nic to nie zmieniło, powiedział, że czas nam ucieka a to był mój wybór, więc chce mi i sobie TEGO oszczędzić. Na koniec gdy przyszedł się pożegnać miał oczy pełne łez, mówił, że bardzo mnie ceni, że nie przyjechałam tu przeżyć przygody jak wiele innych europejek i że on nie ma szczęścia do dziewczyn bo ze względu na charakter swojej pracy nie może poznać żadnej wartościowej, tylko takie które chcą się nim pobawić (a ja myślałam, że oni to robią z kobietami). Teraz wróciłam i nie mogę o nim zapomnieć... Spotkałam swoją bratnią duszę na drugim końcu świata i przez własne głupie zachowanie zmarnowałam szansę nawiązania z nim jakiejś relacji, choćby przyjacielskiej. Tak mi z tym źle! Co robić? Na moje smsy odpowiada jednozdaniowo... Daj sobie spokój z jakimś tunezyjskim lokalnym ,,lawdzojem". Oni wciskają kity dziewczynom aby tylko osiagnąć cel. Odmówiłas mu wiec nie jesteś już w kręgu jego zainteresowania. Poszedł szukać innej naiwnej. Zmieniany 2 raz(y). Ostatnia zmiana 2012-08-23 11:29 przez alpina. Myślałam tak samo ale po wielogodzinnych rozmowach zmieniłam o nim zdanie... U nas też są lowelasy i porządne chłopaki. On sam przyznał, że już się wyszalał a teraz chciałby stabilizacji... CytatMajyka Myślałam tak samo ale po wielogodzinnych rozmowach zmieniłam o nim zdanie... U nas też są lowelasy i porządne chłopaki. On sam przyznał, że już się wyszalał a teraz chciałby stabilizacji...wuiec g dyby naprawde chciał i to z toba ,ta stabilizacje osiagnac ,gdyby sie zakochał czy cos ,to napewno by o ciebie walczył,a nie rezygnował po jednej odmowie ,mysle ze go zle zrozumiałąs ,gdybys mu sie podobała naprawde to ,dązyłby do czegos innego Tak, po kilkugodzinnej rozmowie zmieniłaś zdanie. A sądzisz, że z innymi to co, idzie od razu do łóżka? Nie twierdzę, że każdy jest taki sam. Ale oni mają taką taktykę, byś właśnie TY się czuła, że to TY jesteś inna niż wszystkie, że nie bierze Ciebie jako laskę na jedną noc i że akurat do CIEBIE czuje coś innego. Bzdura. Kolejna naiwna... A potem płacz... Wybacz, ale gdyby mu zależało to na Twoje wiadomości nie odpowiadałby "jednozdaniowo". Sama masz odpowiedź, już go nie interesujesz. Proszę Cię...daruj sobie. Nie ogladasz programów i audycji telewizyjnych lub filmików z wakacji? Oni maja taką taktykę, a niektóre panienki to łapią. Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum.
fot. Adobe Stock Moje życie z Tomkiem było… normalne. Tak, to chyba idealne słowo. Czasem się kłóciliśmy, czasem miewaliśmy momenty pełne czułości, ale w głównej mierze przeważała codzienność. Nie byliśmy ani bogaci, ani biedni; ani sfrustrowani, ani nad wyraz szczęśliwi. Ale chyba dobrze nam w tej naszej normalności było. Po drodze napotykaliśmy przeszkody, miewaliśmy kryzysy, ale jakoś udawało nam się je zawsze pokonać i żyliśmy dalej razem. Doczekaliśmy się córeczki. I wydawałoby się, że tak będziemy w tej naszej codzienności trwać i trwać. Aż do śmierci. I trwaliśmy. Ale nikt nie przewidział, że ta śmierć nastąpi tak szybko… Tomek miał dopiero 35 lat, ja 33, nasza córeczka siedem. Planowaliśmy tego dnia pojechać na zakupy – chcieliśmy zrobić remont i mieliśmy wybrać farby, kafelki. Nie pojechaliśmy. To był ukryty tętniak Mąż w pracy źle się poczuł, rozbolała go głowa, stracił przytomność. Karetka zjawiła się dość szybko, ale nie zdołali go uratować. Miał tętniaka, o którym nie wiedzieliśmy. Pękł, nie było szans… Załamałam się. Mój świat rozsypał się jak domek z kart. Musiałam jednak się pozbierać, jakoś sobie radzić. Majka potrzebowała mojej pomocy, bardzo przeżyła odejście taty. Otoczyłam ją opieką, starałam się zastąpić ojca. Mogłam też liczyć na pomoc bliskich. Rodzice Tomka mieszkali wprawdzie daleko, ale moi przyjeżdżali niemal codziennie. Poza tym często wpadała moja siostra albo Jacek, nasz przyjaciel. Z Jackiem znaliśmy się od dawna. Właściwie on z moim mężem od zawsze. Razem chodzili do podstawówki i technikum, potem razem wyjechali na studia i dzielili pokój w akademiku. Wtedy właśnie ich poznałam. Wiedziałam, że jemu również nie było łatwo. Stracił najlepszego przyjaciela, część siebie, jak mówił. Myślę, że właśnie dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy. Inni nie rozumieli, co czujemy. Albo próbowali nas pocieszyć, mówiąc, że przecież ból minie, że się ułoży; albo w ogóle unikali tematu i udawali, że nic się nie stało. Byli też tacy – jak moja mama – którzy rozpaczali i ciągle żałowali, okazując swoje współczucie. Żadna z tych reakcji nie była odpowiednia. Wszystkie mnie na swój sposób drażniły, chociaż wiedziałam, że nikt nie miał złych intencji. Jacek również czuł pustkę i ból, jak ja. Też nie potrzebował słów, wystarczyło nam razem posiedzieć, pomilczeć. W zasadzie nigdy nie rozmawialiśmy o Tomku, o jego śmierci, o naszym bólu. Jacek pomagał mi też w typowo męskich sprawach – wymieniał żarówki, załatwiał przegląd samochodu, bawił się z Majką. Życie przecież toczyło się dalej, a my musieliśmy nauczyć się go od nowa. Z każdym dniem czułam, że jest mi coraz bliższy. Właściwie jego obecność stawała się dla mnie codziennością, normalnością. Jakoś tak rutyną się stało, że każdego dnia wpada po pracy, je z nami obiad, potem siedzimy przy kawie, pomaga Majce w lekcjach albo się z nią bawi. Gdy zdarzało się, że coś mu wypadało, czułam się nieswojo. Przyzwyczaiłam się do niego. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać W moje urodziny, dziesięć miesięcy po śmierci Tomka, Jacek wpadł z bukietem kwiatów i butelką wina. – Przepraszam, że tak późno, ale musiałem coś załatwić na mieście – tłumaczył się. Rzeczywiście, kończyłyśmy już jeść kolację. Majka następnego dnia jechała na wycieczkę szkolną, więc od razu szła się kąpać i spać. Pozmywałam, nalałam nam wina i poszłam do Jacka. Oglądał jakiś film. Usiadłam obok. Rozmawialiśmy, piliśmy wino. Po którymś z kolei kieliszku wspomnieliśmy Tomka. Zaczęliśmy przypominać sobie anegdoty, śmieszne sytuacje, jakie razem przeżyliśmy. Po raz pierwszy o nim rozmawialiśmy i robiliśmy to tak swobodnie. – Cholernie mi go brakuje – powiedział w pewnym momencie Jacek. – Wiem, mnie też – dodałam i poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Jacek przytulił mnie i zaczął pocieszać. Poczułam się dziwnie. Dziwnie, ale… przyjemnie. Już dawno nikt mnie nie przytulał, tym bardziej mężczyzna. Alkohol chyba uderzał mi do głowy, bo błogo wtuliłam się w jego szyję, wdychając przyjemny zapach skóry. Po chwili poczułam, że Jacek delikatnie gładzi mnie po plecach, aż w końcu odsunął się ode mnie na kilka centymetrów, spojrzał mi w oczy i pocałował. Zdałam sobie sprawę, że chyba na to czekałam. Było mi przyjemnie. Jego usta były miękkie, ciepłe, delikatne… Całowaliśmy się tak dłuższą chwilę, aż nagle odsunęłam się od niego gwałtownie. Chyba wystraszyłam się tego, co robimy. – Przepraszam. Nie gniewaj się… Sam nie wiem, tak jakoś wyszło… – Jacek zmieszał się i nie wiedział, co powiedzieć. Też byłam zdezorientowana. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, potem Jacek zaczął się szybko zbierać. Położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Alkohol i emocje szumiały mi w głowie. Podobał mi się ten pocałunek. I w sumie żałowałam, że go przerwałam. Chciałam znów poczuć jego usta na swoich… Z tą myślą zasnęłam. Następne dni były nerwowe. Najpierw Jacek przez cały weekend milczał, potem napisał, że padło mu auto i nie może przyjść. Byłam zła, smutna, rozczarowana. W jednej chwili miałam ochotę go zabić; w innej wyrzucałam sobie, że zaczęłam patrzeć na niego jak na kogoś więcej niż przyjaciela; jeszcze w innej tęskniłam… W końcu jednak zjawił się w moich drzwiach późno wieczorem i powiedział:– Auto wcale mi nie nawaliło, po prostu nie wiem, jak się zachować, co mam zrobić… Chciałam coś powiedzieć, ale mi przerwał. – Jeśli teraz tego nie zrobię, to chyba już nigdy. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Zawsze byłaś dla mnie po prostu Pauliną. Dziewczyną, a potem żoną mojego kumpla. Nigdy nawet nie spojrzałem na ciebie w inny sposób. Jakiś czas temu to się zmieniło. Zacząłem patrzeć na ciebie jak na kobietę, którą chce się zdobyć. Zauważyłem, że masz śliczny uśmiech i piękne włosy. Nie mogłem przestać cię obserwować, kiedy krzątałaś się, sprzątając po posiłkach. Było mi dobrze tutaj, z wami. Nie chciałem wracać do siebie i ledwie zamykałem za sobą drzwi, już odliczałem godziny do kolejnego spotkania. Paula, ja… Nie wiem, jak to nazwać. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Stałaś się bardzo bliska. Tak inaczej bliska, nie jak koleżanka, nie jak żona kumpla… Słuchając go czułam, jak ciepło rozlewa się po moim ciele. Znów mogłam być szczęśliwa. Jacek też stał się dla mnie ważny. Też tęskniłam za nim, ledwie zamykał za sobą drzwi mojego domu. Nawet nie wiem, kiedy stał się mi najbliższą, poza córką, osobą. Wpuściłam go do środka. Tamtego wieczoru długo rozmawialiśmy. Nie chcieliśmy zranić siebie, mojej córki, najbliższych. Baliśmy się, że to, co nas łączy, to po prostu wspólna tragedia i nic więcej. W końcu w takich granicznych sytuacjach ludzie zbliżają się do siebie. Teściowa nie chciała mojego szczęścia Ustaliliśmy, że musimy dać sobie trochę czasu. Przemyśleć, ochłonąć, zobaczyć, czy naprawdę nie możemy bez siebie żyć. – Dajmy sobie dwa, trzy tygodnie. Przekonamy się, co się stanie. Nie odzywaj się w tym czasie do mnie, nie dzwoń, nie przyjeżdżaj… – mówiłam, chociaż już czułam, że będzie mi ciężko. Kolejne dni upływały mi bardzo wolno. Brakowało mi Jacka, jego obecności, pomocy. Starałam się nie myśleć o nim, zająć zwykłymi sprawami, dowiedzieć się, czy naprawdę go potrzebuję. Czułam, że z każdym dniem jest mi coraz trudniej być samej. Majka też ciągle pytała o wujka. Miałam ochotę do niego zadzwonić i powiedzieć, żeby przyjechał, bo jestem pewna, że nie jest tylko kolegą, że jest kimś więcej… Postanowiłam jednak odczekać jeszcze tydzień. I wtedy dostałam list od mojej teściowej. Zdziwiłam się, nigdy do mnie nie pisała. Były przecież telefony, dzwoniła co kilka dni, rozmawiała z wnuczką. Wprawdzie od prawie dwóch tygodni milczała, ale byłam pewna, że to z braku czasu. Co miała znaczyć koperta w mojej skrzynce? Tego nie wiedziałam, ale chyba nawet przez myśl mi nie przeszło, co w niej znajdę… Matka mojego męża, babcia mojego dziecka, kobieta, którą szanowałam i kochałam (wydawało mi się, że z wzajemnością), wylała na mnie wiadro pomyj! Zwyzywała mnie od najgorszych, nawymyślała. Ktoś życzliwie jej doniósł, że moje kontakty z Jackiem „zdecydowanie odbiegają od koleżeńskich”. Grzmiała, że jeszcze łóżko po Tomku nie wystygło, a ja już sprowadziłam sobie kochanka. Sugerowała nawet, że pewnie mieliśmy romans już wcześniej, a śmierć męża tylko ułatwiła mi sprawę. „A może mój biedny Tomeczek o wszystkim się dowiedział i to z żalu pękł mu ten guz?”… Czytałam ten list, przełykając płynące łzy. Jak ona mogła być tak niesprawiedliwa! Jak mogła tak w ogóle pomyśleć? Jak mogła mnie tak ocenić? Dlaczego mnie tak raniła? Przecież ja też kochałam jej syna, też nie mogłam sobie poradzić z jego odejściem! Całe szczęście, że Majka nocowała akurat u koleżanki. Płakałam i wyłam z bólu, bezsilności. Nie wiedziałam co zrobić, jak zareagować. Co najgorsze – zaczęłam się obwiniać i przyznawać teściowej rację. Może rzeczywiście nie powinnam być z Jackiem blisko? Takie związki zawsze będą innych kłuły w oczy. Dopóki żył Tomek, spotykaliśmy się w trójkę. Wszystko wyglądało inaczej, byliśmy przyjaciółmi. Teraz zostaliśmy tylko my dwoje i coś, co zaczynało się między nami rodzić. Przepłakałam niemal całą noc. Nad ranem napisałam lakonicznego esemesa do Jacka, że ta przerwa dobrze mi zrobiła i wolę, aby zostało tak jak jest teraz. Życzyłam mu szczęścia i powodzenia. Nacisnęłam „wyślij” i znów zaczęłam płakać. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, jak bardzo Jacek jest dla mnie ważny! Jak za nim tęsknię… „Szkoda, że tak zdecydowałaś. Ja czuję inaczej, ale nieważne, muszę się z tym jakoś uporać. Paula, ja jestem, i będę gdybyś tylko mnie potrzebowała” – odczytałam po chwili i poczułam, ze serce ściska mi ogromny ból. Postanowiłam być jednak twarda. Odrzuciłam go. Niepotrzebnie... Po kilku dniach pojechałyśmy z Majką do moich rodziców. Mama od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Najpierw próbowałam kręcić, ale w końcu wydusiła ze mnie prawdę. – Dziecko kochane! Nikt nie ma prawa odbierać ci szansy na nowe życie! Tomek był twoim mężem, ale jego już nie ma, a ty jesteś i musisz sobie wszystko jakoś poukładać. Przecież nie będziesz cały czas płakać i pogrążać się w rozpaczy! Masz prawo do życia, do szczęścia… Mama długo tłumaczyła mi swoje racje. Przekonywała, że nawet jeśli okaże się, że z Jackiem nam nie wyjdzie, to nie powinnam zupełnie go od siebie odsuwać. W końcu od wielu lat byliśmy przyjaciółmi. Namieszała mi w głowie, jednak nie zrobiłam nic. Zbliżała się pierwsza rocznica śmierci Tomka. Zaprosiłam najbliższych na mszę świętą, potem mieliśmy iść razem na cmentarz i na kolację do mnie. Już w kościele zobaczyłam Jacka. Poczułam nieodparte pragnienie, by mnie przytulił. Tak zwyczajnie, po przyjacielsku, bo było mi strasznie smutno… Z jego spojrzenia wyczytałam, że on także tego potrzebował. Na cmentarzu podszedł do nas. – Wujek! Przyjdziesz do nas na kolację, prawda? Czemu tak dawno cię nie było? Wujku, pokażę ci, jak mi świetnie poszło na ostatnim sprawdzianie z matmy – Majka mówiła bez przerwy. Widać stęskniła się za towarzystwem Jacka i próbowała zwrócić na siebie jego uwagę. Zdezorientowany Jacek spojrzał na mnie, ale zanim zdążyłam zareagować, usłyszałam głos mamy: – Oczywiście Majeczko, że wujek przyjdzie. Wszyscy idziemy przecież na tę kolację, dlaczego wujek miałby nie iść? Byłam mamie bardzo wdzięczna za te słowa. Bałam się przy teściowej zaprosić Jacka, a bardzo chciałam, by przyszedł. Kolacja upłynęła w dość drętwej atmosferze. Teściowa znała się z Jackiem od lat, zawsze myślałam, że traktowała go jak drugiego syna, ale chyba się myliłam. Teraz ewidentnie pałała złością i wrogimi uczuciami zarówno w stosunku do niego, jak i do mnie. Dlatego też chyba oboje z teściem szybko zaczęli się zbierać do domu, tłumacząc się daleką drogą. Kiedy ich odprowadzałam, teść przytulił mnie i powiedział: – Mamie przejdzie, daj jej trochę czasu. Jacek to swój chłopak, na pewno nie chce skrzywdzić ani ciebie, ani Majki. Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. Podziękowałam i wróciłam do gości. Reszta towarzystwa też zaczęła się nagle zbierać. Łącznie z Jackiem. – Wujek, miałeś iść ze mną zobaczyć matematykę… – zaczęła marudzić Majka. – Kochanie, wujek jest pewnie zmęczony… – zaczęłam, ale mi przerwał: – Chętnie zobaczę. Jacek z Majką zniknęli w jej pokoju, większość osób już poszła, a mama pomogła mi posprzątać i też się zebrali. Zrobiłam herbatę i poszłam do pokoju córki. – Kochanie, pora się wykąpać i iść spać. – Mamusiu, ale ja jeszcze chciałam tyle rzeczy powiedzieć wujkowi! – Powiesz jutro, albo pojutrze. Może wujek będzie mógł wpaść… – spojrzałam na Jacka niepewnie. Był zdziwiony, ale powiedział, że chętnie przyjedzie. Jeszcze bardziej zdziwił się, kiedy zaproponowałam mu herbatę. Usiedliśmy na tarasie i przez dłuższą chwilę milczeliśmy. – Mała bardzo się za tobą stęskniła – zaczęłam w końcu. – Ja za nią też. Zresztą, nie tylko za nią… – powiedział. Nie wiedziałam, co zrobić. Miałam ochotę przytulić Jacka i powiedzieć, że strasznie mi go brakowało. Z drugiej strony czułam się, jakbym naprawdę zdradzała męża i to z jego najlepszym przyjacielem! Jacek chyba czytał w moich myślach. – Paula, nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać. Ale chcę byś wiedziała, że jesteś mi naprawdę bliska. Zależy mi na tobie, na Majce… Pewnie gdyby był Tomek, nadal wszystko byłoby jak dawniej. Ale jego już nie ma … Jestem pewien, że chciałby naszego szczęścia. Długo rozmawialiśmy, nie przekraczając jednak żadnej granicy. Na pożegnanie Jacek dał mi buziaka w policzek i mnie przytulił. Umówiliśmy się, że wpadnie któregoś wieczoru. I wpadł, a potem jeszcze raz i jeszcze. I znów stawało się to codziennością. On stał się naszą codziennością. Przestaliśmy się bronić przez uczuciem, które się narodziło między nami i zwracać uwagę na głupie komentarze ludzi. Nie było łatwo i początkowo spotykaliśmy się z wieloma przykrymi słowami. Byliśmy jednak silni. Wiedziałam, że Tomek cieszy się, patrząc na nas z góry. Mieliśmy też wsparcie w mojej rodzinie i najbliższych znajomych. Z czasem nawet teściowa zaakceptowała nasz związek. Kilka dni temu była czwarta rocznica śmierci Tomka. Poszliśmy we trójkę na cmentarz. Usiadłam na ławce i bezgłośnie rozmawiałam z moim mężem: – Cześć, Tomeczku. Mam nadzieję, że u ciebie okej. Pewnie już wiesz, jakie spotkało nas szczęście. Mam nadzieję, że wstawisz się za nami tam na górze i wszystko będzie dobrze. Majka nie może się doczekać swojej małej siostrzyczki. Wierzę, że nas wspierasz, dziękuję. Zawsze będę cię kochać. Więcej prawdziwych historii:„Mój syn popełnił samobójstwo rękami własnego ojca. Każdego dnia boję się, że stracę też męża…”„Po śmierci żony wydało się, że miała romans. Jej kochanek nie wie, że ona nie żyje. Niech myśli, że puściła go kantem”„Mój kochanek ma kochankę. To dziwne, wiem, ale i od męża, i od niego wymagam wierności”
Zdarza Wam się mówić: Odniechciewa mi się wszystkiego; Odniechciało mi się wczoraj pójść na basen; Coraz częściej odniechciewa mi się spotykania z koleżankami? Jeśli tak, to zapamiętajcie, że nie ma w języku polskim czasowników zwrotnych odniechcieć się, odniechciewać się, są jedynie czasowniki odechcieć się i odechciewać się. Ale to nie wszystko: mają one tylko jedną formę 3. osoby liczby pojedynczej rodzaju nijakiego używaną nieosobowo: odechce się, odechciewa się, odechciało się, odechciewało się. Zawsze więc mówcie i piszcie: ‒ Odechciewa mi się wszystkiego (a nie: odniechciewa mi się…); ‒ Odechciało mi się wczoraj pójść na basen (a nie: odniechciało mi się…); ‒ Ostatnio odechciewa mi się spotykania z koleżankami (a nie: ostatnio odniechciało mi się…). Nie zrobicie więcej błędu, jeśli czasownik odechciewać się (odechcieć się to jego forma dokonana) będziecie łączyć z rzeczownikami chęć, ochota, a najbardziej z czasownikiem chcieć (świadczy o tym jego budowa: poszerzony przyimek ode + bezokolicznik chcieć). Znaczy on bowiem ‘stracić chęć, ochotę na coś, przestawać odczuwać potrzebę zrobienia czegoś’. Odechciało mi się to inaczej odeszła mi ochota, opuściła mnie chęć (zrobienia czegoś). Gdyby w polszczyźnie istniał czasownik odniechciewać się (odniechcieć się), musiałby mieć związek z wyrazem niechęć, a wówczas nadano by mu zupełnie inny sens ‘stracić niechęć do czegoś’. Niewątpliwie jednym z powodów przekręcania brzmienia czasownika odechciewać się (odechcieć się) i zamieniania go w odniechciewać się (odniechcieć się) jest oddziaływanie wyrażenia przyimkowego od niechcenia (czyli ‘bez wysiłku; byle jak; tak sobie’). Rzeczywiście, wymowa początkowych sylab [od-nie-chce] sprzyja tworzeniu formy czasownikowej odniechciewa (się). Dlatego przestrzegam Was: musicie być czujni, żadnych analogii i skojarzeń z wyrażeniem od niechcenia! Na koniec wspomnę o innym osobliwym czasowniku ‒ brakować mającym znaczenie ‘nie być, nie wystarczać; odczuwać czyjąś nieobecność, niedostatek czegoś’. On również charakteryzuje się tym, że występuje wyłącznie w formach 3. osoby liczby pojedynczej rodzaju nijakiego, łączy się z podmiotem w dopełniaczu i używany jest nieosobowo. Zawsze należy mówić i pisać: ‒ Brakuje jeszcze dwóch osób (a nie: brakują jeszcze dwie osoby); ‒ Brakuje tylko dwóch punktów do wygrania seta (a nie: Brakują jeszcze dwa punkty; mówią tak niektórzy sprawozdawcy telewizyjni…); ‒ Kiedy tata wyjechał, bardzo nam go brakowało (a nie: … bardzo on nam brakował). Warto też wiedzieć, że formy czasownikowej brakuje, brakowało nie należy zastępować rzeczownikiem brak. Poprawnie mówi się i pisze: Okresowo brakuje wody (a nie: Okresowo występuje brak wody). Pan Literka
Ptakova jest artystką, która na polskiej scenie muzycznej funkcjonuje od lat. Wcześniej z Soxso, obecnie skupiając się na solowej karierze. Tworzyła z Miuoshem czy Kubą Karasiem. Jakie emocje towarzyszyły jej pierwszemu występowi po premierze debiutanckiej płyty? Co uważa o obecnej sytuacji politycznej? O to wszystko wypytałam Natalię po jej koncercie w Mikołowie. Jesteśmy po twoim pierwszym koncercie od długiego czasu. Jak wrażenia? Najlepsze na świecie! Coś mi mówi, że będę to przeżywać jeszcze dobre długie dni i radować się tym. Wyjście na scenę jest pewną formą weryfikacji materiału. Wychodzę na scenę po to właśnie, żeby wymieniać się energią ze słuchaczami, sprawdzić, które utwory w jaki sposób na nich działają. Jestem szczęśliwa, wzruszona i bardzo wdzięczna za to, że mogliśmy tu zagrać. Mam szczęście, że mogę występować ze wspaniałym zespołem. Chłopaki są najlepsi z najlepszych! fot. Marek Kita Spotykamy się już drugi raz. Co się zmieniło u ciebie przez ten czas? A kiedy widziałyśmy się ostatnio? 2016? 2017? Co na pewno się zmieniło to to, że nie mieszkam już w Katowicach, tylko w Warszawie, wydałam płytę, w dalszym ciągu współpracuję z Sony Music Polska. Myślę, że rozwinęłam skrzydła i zyskałam większą samoświadomość. Chyba nabrałam też większej odwagi do działania, choć to przyszło z czasem – płyta nauczyła mnie wiele w kontekście tworzenia. Wiem, że twój pseudonim pochodzi od nazwiska, jednak równocześnie kojarzy się strasznie z wolnością. Czym ona jest dla ciebie? Piękne porównanie, jeszcze go nie słyszałam, więc cieszę się bardzo. To dzięki tacie to nazwisko. Myślę, że wolność to możliwość spełniania się w roli takiej, jaką chcemy. To także możliwość decydowania o sobie bez blokad w postaci rygorów i zakazów narzuconych przez kraj. To takie rozwijanie skrzydeł na własnych zasadach. Wolność to bycie tym, kim się chce. Jakie emocje towarzyszyły ci podczas tworzenia debiutanckiej płyty? Chyba wszystkie możliwe. Od płaczu, wielkiego stresu, chodzenia na kompromisy – wiem, to nie jest uczucie – czy to w przypadku pracy z wytwórnią, czy z producentem podczas pisania tekstów, brzmień i tym podobnych. Mnóstwo radości, mnóstwo szczęścia, bo robiłam tę płytę z osobami, z którymi chciałam ją robić i nigdy bym nie przypuszczała, że będę współpracować na przykład z Jackiem Budyniem Szymkiewiczem. Kiedyś w czasach licealnych dużo słuchałam Pogodno i byłam ich wielką fanką, a teraz miałam okazję pracy nad tekstami właśnie z Jackiem. Tak samo było w przypadku Marka Dziedzica, który – zawsze to podkreślam – trochę spadł mi z nieba, bo bardzo potrzebowałam producenta, który pomoże mi wydobyć siebie z tego trochę poplątanego wnętrza. Emocji było wiele, ale szczęście, wzruszenie i satysfakcja są tymi ostatecznymi, chyba najważniejszymi emocjami. “Suma wszystkich dźwięków” zebrała bardzo pozytywne recenzje wśród zarówno słuchaczy, jak i muzyków. Spodziewałaś się takich reakcji? Ja niczego się nie spodziewałam. Przyznam szczerze, że chyba trochę odrzuciłam tę warstwę, która jest swoją drogą mocno stresująca. Na pewno byłam pewna tej płyty pod kątem tego, że zrobiłam tyle ile mogłam i tyle ile chciałam. Jestem bardzo zadowolona z tego albumu, choć – wiadomo – teraz po czasie może kilka rzeczy bym zmieniła. Ale chyba dużo osób tak ma, że po pół roku nagle się okazuje, że jednak brzmienia mogłyby być inne, inaczej można by zaśpiewać. Mimo to myślę, że na tamten moment tak miało to być zrobione i tak to właśnie zrobiliśmy. Dziękuję, że przypominasz mi o tych reakcjach, bo płyta wyszła w listopadzie zeszłego roku, więc minęło już mnóstwo czasu i tak naprawdę można by powiedzieć, że w dzisiejszym świecie słuch o niej zaginął, a tu proszę – płyta ciągle powraca. Nie bałaś się wydania płyty w czasie pandemii, kiedy możliwości promocji były bardzo mocno ograniczone? Bardzo się bałam, ale też bardzo chciałam ją wydać i trochę się uparłam, by wyszła w listopadzie. Premiera miała być w ogóle wiosną 2020 roku, ale nastąpił wówczas ogromny chaos pandemiczny, wszyscy byli spanikowani i żyli w niepewności, więc nie było to realne. Mogliśmy to jeszcze przekładać na inny termin i czekać na kolejny dobry moment, ale tak naprawdę trudno powiedzieć, czy gdybym wydała tę płytę rok czy dwa lata później, to czy premiera również nie byłaby w jakimś skomplikowanym momencie, czy nie byłoby wtedy trudno. Uważam, że mimo wszystko, mimo pandemii i skomplikowanego czasu, to i tak był to dla mnie dobry moment. Na chwilę przed premierą płyty ukazał się singiel, który stworzyłaś z Jackiem Szymkiewiczem. W utworze mówisz wprost, że politycy mają wypierdalać. Nie bałaś się kontrowersji wynikających z takiego posunięcia? Nie, bo w dalszym ciągu uważam, że powinni wypierdalać i zdać sobie wreszcie sprawę z bałaganu, który zrobili w Polsce. To jest właśnie dla mnie wolność. To jest świetny powrót do tego pytania o mój pseudonim, który – jak trafnie zaznaczyłaś – wiąże się z wolnością. Ja lubię stawiać na swoim, lubię pokazywać i manifestować rzeczy, w które wierzę, które czuję. A czuję, że te czasy są dla nas bardzo skomplikowane i bardzo dużo rzeczy nam się odbiera, między innymi właśnie tę wolność, która jest szalenie ważna. Masz określoną wizję na swoją twórczość czy działasz instynktownie? Chyba instynktownie, chociaż uczę się również tego, aby układać sobie wszystko w głowie i obierać jakiś konkretny cel, ponieważ to naprawdę ułatwia pracę. Gdy pracowałam nad “Sumą wszystkich dźwięków” to było to bardzo instynktowne, trochę po omacku. To było poszukiwanie siebie i tego też ta płyta mnie nauczyła. Chciałam odnaleźć tę Natalię – nieco zagubioną, niewiedzącą czego muzycznie by chciała i to było super, to było ok, ale wydaje mi się, że teraz, tworząc nowy materiał, wolę mieć już bardziej ułożoną wizję. To jest świetny eksperyment, doświadczenie, właśnie jako kolejne poszukiwanie siebie czy też próby szukania w sobie czegoś więcej. Nie bałaś się, że twoja deklaracja polityczna może zniechęcić fanów? Zawsze są takie obawy. Nie bałam się i czułam, że mam prawo głosu i poprzez sztukę, muzykę mogłam wyrazić swój sprzeciw, zaniepokojenie, obawy. Uważam, że zaznaczanie swojego miejsca, swojego zdania jest bardzo ważne. Również wtedy, gdy jest się artystą, twórcą, którego mają słuchać odbiorcy, za którym idą ludzie. Wielokrotnie tworzyłaś z Miuoshem. Masz jakiegoś artystę, z którym marzy ci się współpraca? Z Miuoshem faktycznie dużo współpracowałam i z pewnością również dzięki niemu jestem w tym miejscu, w którym jestem. Pomyślałam teraz o Piotrze Roguckim, który od zawsze mnie inspirował, a do tego od zawsze bardzo lubiłam Comę. Na pewno bardzo chciałabym spróbować współpracy z Kasią Nosowską. Cenię ją bardzo za wspaniałe teksty, jak i osobowość, charyzmę. Podobnie Maria Peszek. Pod kątem manifestacji własnego zdania i wyborów, niezwykle wyrazistej twórczości. Czym dla ciebie jest “Suma wszystkich dźwięków”? Poszukiwaniem siebie, zaznaczeniem na własnej mapie, gdzie byłam i dlaczego to robiłam. Taką trochę autoterapią. Ta płyta to pamiętnik, ponieważ właściwie jest zlepkiem bardzo różnych moich doświadczeń: buntu, jakiegoś sprzeciwu wobec świata, żali, szczęścia, przykrości, miłości. Czy po premierze debiutanckiego krążka masz chęć na stworzenie drugiego, a może potrzebujesz przerwy? I to i to. Potrzebują przerwy po to właśnie, żeby spróbować pracować w sposób bardziej wyreżyserowany i zaplanowany. Chciałabym zwizualizować sobie płytę, żeby wiedzieć, w którą stronę podążać. Taki mix chyba. Oczywiście tęsknię za działaniem w studiu, ale myślę, że najbardziej tęskniłam za tym, żeby wejść na scenę. Jak określiłabyś muzykę, którą tworzysz? Śmieję się czasami, że to jest coś między Milesem Davisem a Metallicą, może jeszcze dodając do tego Jamiroquaia, którego kocham. W każdym razie to jest mix żywych instrumentów w połączeniu z elektroniką, w połączeniu z mocnymi syntezatorami, które też bardzo lubię. Natura z elektroniką. Przed premierą krążka wydałaś single, które jednak nie znalazły się na płycie. Dlaczego? Bo to był właśnie ten moment poszukiwania siebie. Cieszę się, że wcześniejsze utwory powstały i ujrzały światło dzienne mimo tego, że nie znalazły się na płycie, ponieważ doprowadziły mnie do sposobu pracy, który stworzył “Sumę wszystkich dźwięków”. Z perspektywy czasu wiem, że ani “Ratunku” ani “Czar” nie były tym, co chciałam zamieścić na albumie. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu słuchaczy poprzednie i obecne moje utwory to może być spora rozbieżność gatunkowo-dźwiękowa, ale myślę, że „Suma wszystkich dźwięków” wskazuje już mniej więcej muzyczny kierunek Ptakovej. Ale nigdy nie wiadomo! W jaki sposób relaksujesz się tudzież uciekasz od obecnej sytuacji w kraju i na świecie? Chyba sport to jest moje pocieszenie, chociaż to bardzo śmieszne, bo w liceum i gimnazjum praktycznie nie ćwiczyłam na wuefie z powodu kontuzji kolana, ale nierzadko też– za zgodą rodziców – pisałam sobie zwolnienia. Wolałam grać muzykę w szkolnej salce prób z przyjaciółmi z klasy. Aż tu kilka lat później zostałam instruktorką fitness i miłość do sportu już chyba we mnie została. Teraz mam rower i kocham jazdę ekstremalną, której akurat nie mogę uprawiać w Warszawie, ponieważ w Warszawie – jak wiadomo – nie ma gór, poza świetnym bike parkiem Kazoora, więc staram się jeździć właśnie tam, w pola, lasy i szukając wszelkiej maści schodów i pagórków do zjazdów. Joga też mi pomaga, staram się rozciągać i praktykować, ponieważ to mi daje wyciszenie. Oprócz tego gotowanie, które czasami bardzo odstresowuje i relaksuje. Czasem nawet mycie naczyń potrafi odciągnąć głowę od myślenia o negatywnych sprawach. Podobno matka nie jest w stanie wybrać ukochanego dziecka, a czy ty jesteś w stanie wybrać szczególnie ważne dla ciebie kawałek z płyty? Tak, myślę, że to jest “Wiór” i “Kastaniety”. “Wiór” chyba dlatego, że wylałam przy nim najwięcej łez i to jest taki utwór mocno związany z moimi stanami depresyjnymi, z walką o siebie, o cierpieniu, trudnych emocjach, zastanawianiu się jak wyjść z tego dołka. Nie bez powodu śpiewam tam: „Ludzie wkoło ciągle mówią mi, że to kwestia tylko kilku chwil i wrócę cała”. To wcale nie takie proste. Natomiast jeśli chodzi o “Kastaniety” to chyba dlatego, że jest to pierwszy utwór, który zrobiliśmy z Markiem Dziedzicem, i który zapoczątkował pracę nad “Sumą wszystkich dźwięków”. Utwór poniekąd stawia taką mocną kreskę pomiędzy moimi poprzednimi muzycznymi poczynaniami a tym, co nowe. W tamtym momencie stałam się również bardziej asertywna, wypracowałam sobie pewne schematy i mocniej zaczęłam nad sobą pracować, a refrenowe słowa: “Nie, nie, nie! Nie muszę słuchać już żadnych twoich rad, sama wiem już jak” do dziś utwierdzają mnie w przekonaniu, że słuchanie intuicji i własnego serca to dobra opcja. Skąd czerpiesz inspiracje? Lubię ludzi, bardzo. Bardzo lubię rozmawiać z ludźmi, bardzo lubię energię, która od nich wypływa. Bardzo lubię naturę, może dlatego mam w mieszkaniu dżunglę… Za każdym razem, gdy przynoszę nową roślinę do domu, mam nadzieję, że chłopak mnie z nią nie wyrzuci! Miejsce nam się już kończy, ale chłopak jeszcze cierpliwie to znosi. Więc natura, ponieważ zawsze mogę do niej uciec i zaszyć się w jej gąszczach. Podróże też na pewno są inspirujące i słuchanie bardzo różnej muzyki. Ja od zawsze słucham bardzo różnych wykonawców: od 18L, przez Metallicę, Grzegorza Turnaua, Jamiroquaia, czy Comę. Uważam, że robienie bardzo dużo różnych rzeczy niesamowicie inspiruje i ubogaca. Jakie masz plany na resztę wakacji? Hahaha, wakacje…. Myślę, że czeka mnie sporo pracy właśnie nad pomysłami na nową płytę. Czasem czuję, że wakacje są dla mnie cały czas. Staram się doceniać chwile, które mnie otaczają i robić z nich pożytek. Staram się trzymać balans i równowagę.
odrzuciłam go a teraz tęsknię